środa, 29 sierpnia 2012

tam i z powrotem


Kto by pomyślał, że będziemy siedzieć w Zugdidi pod kocem i tęsknić za Wami. Tak tu cicho, bezpłciowo..;)

Kolejna rzecz w domu rozwalona – zamek od toalety, a Ciebie Janku nie ma…

A co do naszej trójki podróżniczej, to zamieniła się ona w dwójkę. Wróciłyśmy dzisiaj z Karolą ze Svanetii. Ostatni cel pobytu w Gruzji został zdobyty – granica lodowca Ushba.


 W drodze do Mestii
 
 na szlaku
 
                                             a dotąd doszłyśmy - granica lodowca Ushba


Monika i Karolina

McDonalds w Tbilisi

O tym mieście można by pisać całe epistoły, ale ja tylko napiszę kilka zdań. Kluczowym miejscem dla trzech szalonych podróżników okazał się przybytek niejakiego Mc Donalda, który jednak nie skusił nas znajomym smakiem globalizowanej papki nazywanej cheeseburgerem, a darmowym internetem, który choć pędzi z prędkością zdezelowanej Łady, ale przynajmniej umożliwia mi dodanie tego posta. Zatem- chwała Mc Donaldowi (kimkolwiek był).

Janek

niedziela, 26 sierpnia 2012

Znikamy na jakiś czas.

Ten okres naszego życia nazywa się: On the road. Plecaki ważą tyle, ze obawiamy się o paski i troki, słońce pali, Zugdidi niedługo zniknie za plecami. Po wizycie w Batumi zostały nam niezapomniane wspomnienia i ważne znajomości. Zdjęcia także, ale wrzucimy je później. Teraz przed nami reszta Gruzji. Zobaczymy tyle, ile starczy czasu i kasy. Póki co przybijamy Was drodzy czytelnicy zugdidzką piOnę i idziemy łapać stopa.

Janek z Michałem i Marcinem

sobota, 25 sierpnia 2012

Czas zacząć pakować swoje rzeczy i opuszczać Gruzję. W domu robi się coraz smutniej, ciszej...pierwsze osoby wyjechały.

Monika

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

post niby o podróży

Nasz wolontariat to nie tylko praca, to także wspomnienia z podróży, wypraw, które wywołują uśmiech na naszych twarzach. Zwiedzając Gruzję postanowiliśmy podzielić się na 3 grupy, bo kto chciałby wziąć na stopa 8 osób, choć i takie sytuację się zdarzały. Zacznę od tego, że Gruzja to autostopowy raj - jeżdżąc z dziewczynami nigdzie nie czekałyśmy na samochód dłużej niż 10 minut, a trochę tych kilometrów zrobiłyśmy, bo prawię 3000.

By poznać to miejsce trzeba wyrzec się jakichkolwiek planów i całkowicie dać ponieść się przygodzie. Nie wolno ślepo dążyć do celu, bo można by wiele stracić. Dzięki takiemu podejściu poznałyśmy wielu Gruzinów, którzy pokazali nam niesamowite miejsca jak Mtirala National park niedaleko Batumi, rzekę Zhinvali gdzie miałyśmy okazję popływać na kajakach i raftingować, czy Lagodeghi.

Podczas pierwszej podróży jeden Gruzin zapytał mnie czy umiem już powiedzieć czym jest Gruzja. Po 50 dniach życia tutaj mogę spróbować. Gruzja jest dla mnie synonimem gościnności, która czasami potrafi zmienić się w nachalność, miejscem gdzie nieustannie się tańczy i śpiewa, gdzie każdy wieczór z Gruzinami wypełniony jest sytością i tradycyjnymi potrawami, krajem gdzie nie ma miejsca na przejmowanie się (a już na pewno nie ekologią), gdzie każdy, mimo otaczającej biedy stara się żyć najpełniej jak potrafi. Jest to miejsce tak różnorodne, że każdych kilkanaście przejechanych kilometrów pokazywało nam zupełnie coś innego - od biedy i zniszczeń wojennych w małych miejscowościach, aż do przepychu cywilizacji w Tbilisi.  Można tu spotkać zafascynowanie kulturą europejską i ciągły wpływ kultury azjatyckiej, objawiający się w podejściu do związków jak i "kucanych" toaletach.
Ale jest to przede wszystkim miejsce piękne, często niedotknięte jeszcze przez człowieka.




Monika

sobota, 18 sierpnia 2012

Czas podsumowań.

Dwa dni temu skończyliśmy Summer School, ale wciąż myślami wracamy do tego okresu. Głównie ze względu na dobre chwile, wspomnienia, które wciąż są bardzo żywe. Jest jednak jeszcze szereg mniej przyjemnych powodów do wspominania- ewaluacje, podsumowania i inne takie formalne koszmarki, które trzeba zrobić, żeby domknąć program. Wczoraj część z nas już zaczęła pisać youth pass, część zacznie to robić dziś. W naszym mieszkaniu zapanowała atmosfera skupienia walczącego z rozprężeniem. I subiektywnie mniejszym, lub większym smutkiem, że niedługo trzeba będzie się rozstać z Zugdidi i naszym specyficznym mieszkankiem, z kotem Januszvilim, busem, co każdego ranka przywozi chleb, z dziećmi, co każdego dnia darły się za nami HELOU!!!!! HELOU!!!!! GUDBAJ!!!!!!

Coś (lub ktoś), co wścieka i doprowadza do białej gorączki na codzień, może być najprzyjemniejszym wspomnieniem po jakimś czasie, gdy zniknie z naszego życia.

Janek

Spacer

W wyniku splotu różnych wydarzeń wybraliśmy się z Michałem na długi spacer za miasto. Najpierw natrafiliśmy na doczesne szczątki Wołgi:


Parę kroków dalej natrafiliśmy na magiczny dom ukryty w zieleni- totalna egzotyka:

Na końcu zaś świata, na wzgórzu dobiegł naszych uszu nietypowy dźwięk. Cóż tak basowo dudni? Zza szczytu wyłonił się motocykl. Wprawne oko rozpoznało od razu po charakterystycznej lampie jednoślad z Bawarii. Gdy zbliżyliśmy się wciąż ciężko mi było uwierzyć, że to PRAWDZIWY motocykl. Po nawiązaniu kontaktu sprawa się wyjaśniła- to pracownik misji obserwacyjnej EU, Niemiec, przyjechał tu lądem jakiś czas temu i teraz rozkoszuje się mnogością offroadowych tras, które oferuje Gruzja. Za nim zaś syn, który okazał się znać język polski. On również dosiadał jednośladu, ale takiego niezmotoryzowanego. Po uciętej pogawędce i wnioskach (popartych naocznymi obserwacjami), iż wzbudzamy wśród miejscowych zainteresowanie nie mniejsze niż UFO, nasi rozmówcy dosiedli ponowie swoich maszyn i odjechali w zapadającą ciemność.


Tutaj bezkompromisowe BMW F800,


a tutaj dla porównania bardzo kompromisowy IŻ.

Janek



Reminiscencje budowlane




Anaklia, cóż to za magiczne miejsce. Toalety na plaży nie zasługują na taką nazwę (turecki typ "kucany" ze "ścianami i drzwiami" o wysokości lekko ponad metr, co umożliwia utrzymanie kontaktu wzrokowego z czekającymi w kolejce do tego przybytku), plaża na której zalegają śmieci (pół biedy, jeśli to plastikowe butelki, gorzej, gdy znajdzie się tam fiolki i strzykawki), z drugiej zaś strony korty, aquapark, kasyna i hotele. Przy okazji tych ostatnich- przyglądnęliśmy się z Marcinem budowie nowego. Pierwsze wrażenie- wszyscy pracują w kaskach i kamizelkach! Coś niebywałego. Po drugim rzucie okiem zauważamy dźwig samojezdny- czeską Tatrę z nostalgicznym napisem na ramieniu:






Czy wznosił nowe bloki dla polskiej klasy robotniczej w PRL-u? Czy oglądał czerwone twarze Heńków i Bogusiów, co to nakryci protoplastą kasku, czyli czarnym berecikiem z antenką, popychali taczki pełne pośledniego betonu?

Janek

niedziela, 12 sierpnia 2012

5 dni wojny...

8.08 juz za nami, jednak czuje sie zobowiazany do krotkiego wpisu dotyczacego przykrego wydarzenia dla Gruzinow. Opuszczone do polowy flagi oraz wielokrtonie powtarzane w telewizji przemowienie Gruzinskiego prezydenta w Gori przypomnialy nam o tym.

Z 7 na 8 sierpnia 2008 roku rozpoczela sie interwencja zbrojna wojsk rosyjskich na terytorium Gruzji. Michail Sakaszwili wydal wczesniej polecenie wkroczenia wojsk gruzinskich na terytorium Osetii Poludniowej, ze wzgledu na trwajacy juz wiele dni ostrzal gruzinskich wiosek przez armie osetyjska, przy wsparciu Kremla, a takze manewry wojsk rosyjskich przy granicy z Gruzja (pod kryptonimem Kaukaz 2008), powiazane z wkraczaniem na terytorium gruzinskie. Rosja zdecydowala sie na interwencje zbrojna w imie obrony Osetyjczykow i zagrozonych Rosjan. Bowiem czegoz nie robi sie dla swoich kaukazkich braci, coz za poswiecenie...Michail Sakaszwili niestety nie przewidzial takiej reakcji. Akcja ta byla bardzo dobrze przygotowana, atak nastapil przy uzyciu wojsk ladowych, sil powietrznych oraz morskiej floty. Gruzini poczatkowo dzielnie odpierali zmasowane ataki, szczegolnie w okolicy Chinwali (stolicy Osetii Poludniowej), jednak nie trwalo to dlugo. Rosjanie szybko zajeli przygraniczne tereny, i osrodki strategincze, jak na przyklad najwiekszy port Gruzji- Poti. Rowniez szybko zareagowal swiat, do Tibilisi przybyli prezydenci Polski, Ukrainy oraz Panstw Baltyckich. W ramach unijnej prezydencji na rzecz osiagniecia rozejmu mediowal Nicolas Sarkozy. Udalo sie w ostatecznosci uzyskac porozumienie, jednak tereny Abhazji i Osetii Poludniowej nadal okupowane sa przez Moskwe, a niepodleglosc tych samozwanczych republik zostala uznana tylko przez Kreml oraz takie panstwa jak Korea Polnocna i Wenezuela. Po wojnie 2008 roku Rosjanie uzbroili Osetyjczykow oraz Abhazow, a takze umiescili tam swoje kontyngenty wojskowe oraz utworzyli bazy. Od 2008 roku zostaly zawieszone oficjalne kontakty dyplomatyczne pomiedzy Tibilisi a Moskwa. Wojna ta, trwajaca zaledwie 5 dni przyczynila sie jednak do destabilizacji kraju oraz zachwiania dobrej koniunktury rozwoju gospodarczego. Jedynym plusem jest wieksze zaangazowanie Zachodu w wewnetrzne sprawy Gruzji oraz zmiana polityki gruzinskiej, przede wszystkim dywesrsyfikacja eksportu i wieksze uniezaleznienie od Rosji, ktorej polityka dla regionu nie jest latwa do przewidzenia.

Teraz wszyscy czekaja na wybory, ktore odbeda sie juz w pazdzierniku, czy nastapi powtorka z 2008 roku, tego nie wiemy. Pewny jestem natomiast, ze Rosja nie pozostanie bierna w obliczu mozliwosci wplyniecia na ostateczny wynik wyborow. Swiadczy o tym chociazby fakt, ze zostaly juz ogloszone rosyjskie manewry wojskowe "Kaukaz 2012"...przypadek??

Marcin

sobota, 11 sierpnia 2012

.

ósmego dnia sierpnia, zdarzył się cud
Cud w Zugdidi
pierwszy chłodny poranek
Przez chwile można było się poczuć niczym w Arkadi
Pierwszy raz od poczatku pobytu w Gruzji, odkrecilem kurek z ciepla woda
... pod prysznicem.
I nie dlatego, ze brakuje nam bieżącej, cieplej wody, ale do tej pory musiałem schładzać organizm,
tego pamiętnego porankiem było inaczej.
Czasami bardzo prymitywne potrzeby,
mogą być wielce ubóstwiane.

piątek, 10 sierpnia 2012

Stalin

Największy morderca w historii świata jest tutaj czczony z nabożnością, która wymaga iście mistrzowskiej hipokryzji. Jak uczcić wielkiego Gruzina i jednocześnie nie narazić się na wychwalanie zbrodniczego reżimu? Wydaje się, że to niemożliwe, ale tu nie takie rzeczy przechodzą. Muzeum Stalina obfituje w przeróżne informacje o Soso, ale nie daje ani na moment odczuć, że ten sam geniusz polityki, artysta, dusza towarzystwa i wynalazca tlenu ma na sumieniu więcej trupów, niż ktokolwiek inny. Kto w Polsce chciałby mieszkać na ulicy Stalina? Jedynie osoby niedoinformowane, albo skrzywione. Rozliczyliśmy się z jego popiersiami dawno temu, strząsnęliśmy z siebie jego portrety z obrzydzeniem w pierwszym odruchu wolności. Tutaj nikogo to nie razi (tu konkretnie Zugdidi, ale ulica tego zbrodniarza znajduje się w każdym większym mieście):


Na koniec ironiczna wisienka- bank, instytucja finansowa klasy burżuazyjnej, świątynia własności prywatnej, ostoja wolnego rynku umiejscowiony na ulicy zagorzałego obrońcy proletariatu, propagatora komunizmu światowego, wszechklasowej rewolucji, dyktatora wyciągającego łapy po prywatną własność przy każdej okazji i pod byle pozorem (lub i bez). Wyobrażacie sobie placówkę Yad Vashem na ulicy Hitlera? Istne opary absurdu.


Janek

niedziela, 5 sierpnia 2012

Niedziela.

Niedzielny, zazwyczaj, spokojny zugdicki poranek, ze śniadaniem na tarasie i przedpołudniową herbatą, został nam brutalnie przerwany.
Robotnicy prowadzą roboty ziemne na wszystkich ulicach wokoło naszego "osiedla".
Wnuki naszej gospodyni od rana niemiłosiernie krzyczą.
Ktoś pędzi bimber, a gęsty dym z owego procesu atakuje nas na tarasie.
Rewelacja na koniec - sąsiedzi kupili sobie KOZĘ, która ciągle beczy.
Brakuje tylko sąsiadki grającej na pianinie - chyba się nad nami zlitowała.


Michał

piątek, 3 sierpnia 2012

"Chcesz coś ze sklepu?"

Dzielenie przestrzeni życiowej z siedmioma osobami to wyzwanie i zobowiązanie jednocześnie. Trzeba się wykazać sporą odpowiedzialnością i zrozumieniem dla innych. Po miesiącu mamy swoje osobiste drogi, czasem wspólne dla kilkorga z nas, ale prawie nigdy dla wszystkich. Staramy się jednak pamiętać o sobie w codziennym życiu. Jednym z objawów takiej pamięci jest zwyczajowe pytanie wychodzącego do sklepu: "Ktoś coś chce?".

Dziś wróciły z Tbilisi Kasia i Tysia. Wróciły, przywitały się i wychodząc zadały mi tytułowe pytanie. Odpowiedziałem pół żartem, pół serio, że trochę szczęścia bym chciał. Moment później otrzymałem soczystego, podwójnego przytulańca.

Są rzeczy, których sie nie da kupić.

Janek

czwartek, 2 sierpnia 2012

wspomnienia

Bardzo często jak idę gruzińską ulicą, to wracają do mnie wspomnienia z najwcześniejszego dzieciństwa. Przesłonięte przez mgłę czasu rozmazane obrazki polskiej rzeczywistości sprzed mniej więcej dwudziestu lat.  Rzeczywistość wchłonięta przez małe dziecko nieświadomie, bez porówniań i innych punktów odniesienia, powraca w błyskach i migawkach. 

Wszystko w miastach i na wioskach jest szare, nieodremontowane i jakieś takie nijakie. Po ulicach jeżdzą Łady - wypisz wymaluj polski duży fiat. Mnóstwo ludzi ubranych tandetnie i kiczowato. Społeczeństwo zaopatruje się w podstawowe dobra na bazarze, gdzie świeżo zamordowane kurczaki sąsiadują z kolekcją pięknie wyeksponowanych na sznurku biustonoszy (można mierzyć na środku alejki lub zdać się na radę pani, która wprawnym okiem dobierze rozmiar). Sklepy nie większe niż 5x10m. Babuszki sprzedające przetwory na poboczach głównych dróg. Drogę do połowy toalet można odnaleźć po zapachu. 
Wracają wspomnienia kupowania ślicznego, jaskrawofioletowego dresiku na bazarze oraz wypraw po niewypatroszone kurczaki sprzedawane wprost z kartonu na ulicy.

Całość kontrastuje z ewidentnym luksusem i bogactwem nielicznych. W Zugdidi przez tydzień widziałam więcej kosztownych aut niż we Wrocławiu przez rok. Ostentacja bogactych jest równie wszechobecna co ubóstwo biednych.

Asia

zapachy

Zapach gruzińskich miast... Wydawać by się mogło, że podróżnika czeka zapach Orientu - mix egzotycznych przypraw i spalonej słońcem ziemi. Ten aromat świeżych potraw przyrządzanych na oczach klienta. Woń kwiatów roztaczająca się o zachodzie słońca... Taaak... Świat może tak pachnie, gdy oglądamy filmy podróżnicze na Discovery Channel. I chyba tylko wtedy.

Prawdziwy zapch Gruzji jest zupełnie inny. To pogłębiający się wraz z każdym upalnym dniem smród biedy i brudu. Myślicie teraz pewnie o napotkanym nagle i ominiętym szerokim kołem odorze moczu i niemytego ciała spowodowanym przez niechcianą obecność osiedlowego menela, ale tym sensorycznym zjawiskiem nie mam do czynienia częściej niż w Polsce. Prawdziwy zapach Gruzji to fetor zgniłych owoców, to swąd lekko nagniłego kurczaka sprzedawanego na targu przez niedomytą staruszkę, to odór lepkich, spoconych ludzkich ciał przemykających w ostrym słońcu poranka. To nieustający fetor moich własnych ubrań - wiecznie zatęchłych od potu. To swoisty aromat wysuszonych na słońcu krowich placków. To odurzający odór fermentujących resztek jedzenia wydzielający się z każdego napotkanego kosza na śmieci.  Cały ten smród zawieszony jest w stojącym, wibrującym od upału powietrzu. To zapach duchoty, który nigdy nie znika i którego nie zniszczą żadne środki czystości.

Fetor - najprawdziwszy z zapachów roztaczający się w miastach, gdzie przez cały dzień świeci słońce, a temperatura nie spada poniżej 30 st.

Witamy na słonecznym południu!

Asia

środa, 1 sierpnia 2012

warsztaty

Kilka fotek z dzisiejszych warsztatów na temat mindfullness.















Gruzińska młodzież tańcząca poloneza :)



Asia

mini playback show

Wczoraj, w ramach warsztatów muzyczno-tanecznych, zorganizowaliśmy dla naszych podopiecznych mini playback show.














Wolontariusze dobrze się bawili nawet po wyjściu dzieci.





Asia