Wszystko w miastach i na wioskach jest szare, nieodremontowane i jakieś takie nijakie. Po ulicach jeżdzą Łady - wypisz wymaluj polski duży fiat. Mnóstwo ludzi ubranych tandetnie i kiczowato. Społeczeństwo zaopatruje się w podstawowe dobra na bazarze, gdzie świeżo zamordowane kurczaki sąsiadują z kolekcją pięknie wyeksponowanych na sznurku biustonoszy (można mierzyć na środku alejki lub zdać się na radę pani, która wprawnym okiem dobierze rozmiar). Sklepy nie większe niż 5x10m. Babuszki sprzedające przetwory na poboczach głównych dróg. Drogę do połowy toalet można odnaleźć po zapachu.
Wracają wspomnienia kupowania ślicznego, jaskrawofioletowego dresiku na bazarze oraz wypraw po niewypatroszone kurczaki sprzedawane wprost z kartonu na ulicy.
Całość kontrastuje z ewidentnym luksusem i bogactwem nielicznych. W Zugdidi przez tydzień widziałam więcej kosztownych aut niż we Wrocławiu przez rok. Ostentacja bogactych jest równie wszechobecna co ubóstwo biednych.
Asia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz